Zaraz po zaanonsowaniu filmu, sieć zalała fala plotek i spekulacji. Komentuje się wszystko. Obsadę, potencjalnych wrogów i sprzymierzeńców Wade’a. Scenariusz pozostaje wielką niewiadomą, a więc fani zyskali pole do popisu. Nawet newsy o tym, jak może wyglądać maska bohatera podgrzewają publiczność. Kinowy „Deadpool” ma mniejszy budżet niż produkcje o „Avengersach” czy „X-Menach” i wyższą kategorię wiekową. Tymczasem może się cieszyć podobnym hype’m, co najwięksi z największych. I bardzo dobrze, bowiem Pyskaty najemnik z całą pewnością zasługuje na miejsce w panteonie najważniejszych komiksowych herosów.
Wade Wilson jest dzieckiem lat 90′, owocem pracy kontrowersyjnego rysownika Roba Liefelda i scenarzysty Fabiana Niciezy. Zadebiutował na łamach „New Mutants”, komiksu przemianowanego później na „X-force” (o tej grupie też powstaje film). Zaczynał jako typowy, drażniący villain, by szybko stać się czymś znacznie więcej.
Deadpool to postać równie złożona i atrakcyjna wizerunkowo, jak jego wielcy koledzy po fachu – choć bardzo odmienna. Posiada wszystkie elementy składające się na ekspresyjnego bohatera: odpowiednio kiczowaty, ale wyrazisty i rozpoznawalny kostium oraz masę żelastwa do robienia krzywdy bliźnim. Wade’a znamy też z psychopatycznego, testosteronowego poczucia humoru, które balansuje między głupkowatą, abstrakcyjną błazenadą, a ciętą, inteligentną satyrą, która nie uznaje żadnych świętości. Za humorem podąża szaleństwo w różnym stężeniu, zależnie od interpretacji scenarzysty. Kolejnym wyróżnikiem jest sukcesywne burzenie czwartej ściany – Wade doskonale wie, że jest w komiksie. W większości historii traktuje się to jako gadżet, pretekst do parodii i szyderstwa, jednak czasem twórcy robią z tego większy użytek (polecam komiks „Deadpool Kills Marvel Universe” – w tej mini serii Wade wreszcie przekracza granice szaleństwa).
Przede wszystim jednak, Wade jest niesamowicie złożoną postacią. Należy bowiem do generacji antybohaterów. Za spandeksową maską błazna kryje się mroczna historia, równie tragiczna, co w przypadku najbardziej ikonicznych herosów. A przecież wszyscy kochamy udręczone dusze. Spider-Man stracił rodziców, wujka i ukochaną. Bruce Wayne został osierocony jako kilkulatek. Spawn zawarł pakt z diabłem po tym, jak został zdradzony i zabity przez własnych zwierzchników – wszystko, by wrócić do ukochanej żony. To osobiste dramaty superbohaterów czynią ich bardziej ludzkimi w naszych oczach. Kochamy komiksowych cierpiętników – a w tym temacie Deadpool ma sporo do powiedzenia. Z tragicznej przeszłości i prób jej naprawienia wynika potężna głębia psychologiczna postaci.
Geneza Wade’a Wilsona przypomina nieco tę Wolverine’a. Pyskaty najemnik był jednak zwykłym człowiekiem, uzdolnionym i niepokornym żołnierzem, którego na wojenną ścieżkę pchnęła paskudna sytuacja w domu (jaka – to już zależy od interpretacji scenarzysty). Po zwolnieniu z wojska dorabiał jako spluwa do wynajęcia. W końcu okazało się, że ma raka, więc zgłosił się na ochotnika do programu Weapon X, gdzie tworzono superżołnierzy. W przypadku Wade’a eksperyment udał się połowicznie – Wilson zyskał gwarantujący nieśmiertelność czynnik regenerujący i nadludzką siłę oraz szybkość. Stał się jednak szpetnym szaleńcem, niestabilnym psychopatą z zanikami pamięci.
Tak zbudowana postać stworzyła pole do opowieści, w których szaleństwo przenika każdą warstwę komiksu. Rozróby przybierają tutaj niesamowity obrót, podgrzewany jeszcze ciętymi komentarzami i ripostami głównego bohatera. To, co najważniejsze, rozgrywa się jednak w głowie Deadpoola. Z jednej strony czai się tam radość z wszelkich psot, jakich dokonał, a z drugiej pod czaszką najemnika znajdziemy też potężną chęć dążenia ku lepszemu. Tak, tak, choć Wade przedstawia się jako antybohater i często bierze zlecenia od „tych złych”, to wciąż stara się naprawić wyrządzone zbrodnie. Na tym polega zresztą dynamika tej postaci i sprzeczne reakcje, jakie wywołuje. Za wesołkowatością i dobrymi chęciami kryją się jednak całe pokłady mroku i bólu, wynikające nie tylko z genezy bohatera. Każda kolejna historia dokłada cegiełkę do bagażu doświadczeń i spycha w stronę postępującego szaleństwa. Bowiem Deadpool to przede wszystkim postać tragiczna, dla której opętańczy śmiech to tarcza broniąca go przed rzeczywistością.
Świetnym przykładem jest historia o tym, co działo się z Wade’m zaraz po tym, jak program Weapon X okazał się dla niego niewypałem – „Deadpool/Death Annual” z 1998 roku. Po nieudanym eksperymencie Wade trafia do ośrodka, gdzie przebywają pozostałe wybrakowane odrzuty z taśmy produkcyjnej Weapon X. Placówka okazuje się więzieniem rządzonym przez ludzi, którym doktor Mengele przybiłby piątkę. Pacjentów traktuje się tu jak bydło, na którym można przeprowadzać okrutne, bolesne eksperymenty. Oszpecony Wade tymczasem… chce po prostu umrzeć. Pragnienie przeradza się w żądzę tak silną, że zwraca uwagę Śmierci. Kostucha zakochuje się w Wilsonie z wzajemnością, więc ten postanawia przyspieszyć swój zgon, prowokując oprawców. Chęć zakończenia żywota staje się z czasem zarzewiem biernego, ale silnego oporu. I tak prosta, krótka historia przeradza się w opowieść o walce z systemem. W praktyce otrzymujemy komiksowy „Lot nad kukułczym gniazdem”.
Zobaczcie ten potencjał psychologicznej głębi, przeplatanej wybuchami, jaki stwarza postać Deadpoola i jego historia. Twórcy często go wykorzystują. Dzięki temu dostajemy bardzo zróżnicowane fabuły, jedne lepsze, inne gorsze, ale niemal zawsze jest w nich coś intrygującego i odpałowego. Już i tak otrzymaliśmy szerokie spektrum – od najemniczo-bohaterskich zmagań z losem, po historie o tendencjach autodestrukcyjnych i pędowi ku śmierci. Czasem dostajemy wszystko na raz, a i tak mam wrażenie, że to nie wyczerpuje wszystkich możliwości.
Historie o Deadpoolu dają też niesamowite pole do popisu dla popkulturowych erudytów, miłośników pastiszu i parodii. Intertekstualność tej postaci i łamanie czwartej ściany wprost zaprasza do zabaw z konwencją. Potęguje ją fakt, że zazwyczaj świadomy żartu jest i twórca, i czytelnik, i sam Deadpool. Odwołania często zaczynają się już od okładek, nawiązujących nie tylko do innych komiksów, ale i książek, filmów, gier. Pełne spektrum.
Część tej wyrazistości i możliwości przetwarzania bohater zawdzięcza prostocie pierwotnego pomysłu. Wade Wilson, jako postać, odwołuje się do Jungowskiego archetypu błazna-trickstera. Działa chaotycznie, próbuje stworzyć jakiś kawałek spokojnego świata wokół siebie, a jego humor, prócz bronienia się i rozbawienia widzów, służy często do wywalenia w twarz światu tego, co myślą twórcy.
Deadpool to postać o wielkich możliwościach. Różni się od Batmana, Green Lanterna, Spider-Mana, Supermana czy Wolverine’a, ale to właśnie ta odmienność, ten totalny odjazd, prześmiewczość połączona z tragizmem, zapewni mu miejsce pośród największych herosów popkultury. A najlepsze, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.